Spece od reklamy i piarowcy chętnie wykorzystują poczucie strachu i zagrożenia. Łatwo zbudować na nich przekaz dopingujący do pożądanych zachowań. Oparcie jednak kampanii promujących badania mammograficzne i cytologiczne na strachu przed śmiercią jest błędem, bo utrwala przekonanie, że rak to wyrok śmierci, od którego nie ma co się nawet odwoływać.
To, co sprawdza się w przypadku namawiania do zakupu środków dezynfekujących, które zabijają („na śmierć”) groźne bakterie, w profilaktyce nowotworowej przynosi odwrotny skutek. Utrwala stereotyp, że rak = śmierć. W efekcie takie działania nie mobilizują, lecz paraliżują. Choć najczęściej (wg. prof. Zbigniewa Wronkowskiego w ponad 99,5 proc. przypadków) wynik badania okazuje się bardzo dobry.
Bez strachu o raku– Kampanie alarmują: badajcie się, bo tyle a tyle osób umiera. My zamiast straszyć chorobą, chcemy pokazać, że choć rak to poważna sprawa, można go wyleczyć – mówił portalowi rynekzdrowia.pl Dariusz Godlewski z Ośrodka Profilaktyki i Epidemiologii Nowotworów w Poznaniu.
Zainicjowana w maju br. kampania społeczna policzmysie.pl, której był pomysłodawcą, miała na celu pokazanie, że natychmiastowe podjęcie skutecznego leczenia oznacza powrót do normalnego życia. Okazała się sukcesem. Na internetowej stronie akcji zarejestrowało się ponad 10 tysięcy osób.
Godlewski nie straszył, choć jako onkolog zna wszystkie zagrożenia.
– Leczenie nowotworów kojarzy się najczęściej z bólem, cierpieniem, uciążliwymi skutkami ubocznymi, ale mało kto podkreśla, że są i te pozytywne aspekty, że pacjent wrócił do zdrowia, do rodziny, do swojej pracy – wskazywał.
Dodajmy, że ostatnio (16 października) pochwalił pozytywny wydźwięk odwołującej się do seksualnych skojarzeń kampanii promującej na Facebooku walkę z rakiem piersi.
Co dzieje się w głowie?
Prof. Krystyna de Walden-Gałuszko, prezes Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego i konsultant krajowy wd. medycyny paliatywnej na podstawie obserwacji i 40 lat pracy z pacjentami dokonała klasyfikacji typów osobowości kobiet w kontekście ich nawyków prozdrowotnych. Wyszła z założenia, że przyczyną unikania wizyt u lekarza nie jest zły sprzęt lub jego brak, lecz to wszystko, co dzieje się w naszej głowie.
„Kobieta odkłada wizytę u lekarza, bo boi się diagnozy. Zamiast tego chodzi do bioenergoterapeuty” – mówiła w jednym z wywiadów.
Z kolei prof. Zbigniew Wronkowski, prezes Polskiego Komitetu Zwalczania Raka napisał, że „najczęściej u kobiet objętych skryningiem pojawia się skłonność do pesymizmu i bierności, często wręcz uczucie beznadziejności, co nasila negatywne emocje, np. przygnębienie.”
Sytuację emocjonalną pacjentki skonfrontowanej z nowotworem równie dobrze jak publicystyczne wypowiedzi naukowców oddają wystąpienia na sympozjach:
- „Rak = cierpnie i śmierć”,
- „Zmienność reakcji w rozwoju choroby”,
- „Utrata kontroli – utrata bezpieczeństwa”,
- „Sposób reagowania na sytuacje trudne”…
to tylko niektóre tytuły podrozdziałów referatu o psychoonkologicznych następstwach przeciwnowotworowego leczenia autorstwa Danuty Longić, psychoonkologa z Warszawskiego Centrum Onkologii – Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie, wygłoszonego podczas konferencji „Innowacje i kontrowersje w onkologii 2010”.
Listy, jak wyroki śmierci
Spójrzmy teraz na zaproszenia, jakie otrzymują kobiety objęte skryningiem raka piersi. Przeanalizowaliśmy wyrywkowo te, które zamieszono w internecie.
Oto panie z grupy ryzyka zamieszkujące gminę i miasto Miechów dowiedziały się z zaproszenia nie tylko, że znalazły się w zagrożonej grupie i w związku z tym mają się zarejestrować w Ośrodku Zdrowia, ale również , że „brak świadomości, strach przed ewentualną diagnozą to najczęstsze przyczyny wysokiego wskaźnika umieralności w Polsce z powodu raka piersi”.
Z kolei panie z gminy Godowo zostały imiennie powiadomione, że mammobus będzie podstawiony koło Urzędu Gminy. Przy okazji organizatorzy wyłożyli karty na stół „rocznie około 12 000 kobiet dowiaduje się, że ma raka piersi, z czego blisko połowa umiera. Głównym czynnikiem tak wysokiej umieralności jest brak powszechnej dostępności do aparatów mammograficznych” – napisano w zaproszeniu.
Ale podkreślili w nim, że do dyspozycji pań jest nowoczesny mammobus z wbudowanym cyfrowym mammografem. Czyli w podtekście, wszelkie zmiany na pewno zostaną wykryte. Nie napisali, że jest to bezpieczna i precyzyjna metoda, że obraz gruczołu piersiowego pojawia się nie na kliszy, tylko na monitorze, że można go dowolnie powiększać, oglądać pod różnymi kątami… Nieświadomie postraszyli kobiety.
W Iłowie potraktowano je po wojskowemu:
„Zapisy zainteresowanych pacjentek na listy, co 5-10 minut, pozwolą na sprawne przeprowadzenie akcji. Pacjentka powinna mieć ze sobą: okulary (jeśli używa do czytania), poprzedni wynik mammografii, dokument z nr PESEL. Przed wykonaniem badania mammograficznego pacjentka wypełnia ankietę (koniecznie) dostarczoną przez Wykonawcę.”
Kobiety nie przyszły
O efekcie tego typu anonsów opowiada Krystyna de Walden-Gałuszko:
– Kiedyś zostałam zaproszona na jedną z polskich wsi, gdzie miał przyjechać mammobus i wykonać kobietom badanie piersi za darmo. Rozesłano do pań ulotki i… prawie żadna nie przyszła. Dlaczego? Bo ta ulotka była źle napisana, sucha… One nie wiedziały, o co chodzi. A trzeba było podkreślić, że dla nich to wyjątkowa szansa, że jest to bezpłatne, nie boli i nie trzeba się do tego przygotowywać. Kobiety muszą wiedzieć, jaką będą miały z tego korzyść. Do pisania takich ulotek powinno się zatrudnić psychoonkologa!
Odwoływanie badań z powodu absencji kobiet zdarza się bardzo często, szczególnie na terenach wiejskich. Co roku do kasy NFZ wraca 70 proc. środków z programów zdrowotnych ponieważ kobiety nie zgłaszają się na badania.
Z danych Funduszu wynika, że w 2008 r. rozesłano ponad 980 tys. zaproszeń na mammografię.
Skorzystało z nich 53 tys. kobiet (15,76 proc.). Na ponad 2,66 mln zaproszeń na badania cytologiczne odpowiedziało jedynie 7,81 proc. (ponad 201 tys. badań)!
Nie prośbą, to groźbą
Z tego powodu Oddziały Wojewódzkie NFZ przypominają, że drukując zaproszenia należy wziąć pod uwagę to, że skorzysta z nich tylko pewien odsetek kobiet, w związku z tym zaproszeń powinno być dużo więcej, niż planowana realizacja badań.
Natomiast Wojewódzkie Ośrodki Koordynujące profilaktyczne badania cytologiczne i mammograficzne podnoszą larum, gdy brakuje pieniędzy na druk zaproszeń. A jest z tym spory galimatias… Jak przyznała portalowi rynekzdrowia.pl Beata Ostrzycka, szefowa Wojewódzkiego Ośrodka Koordynującego w Olsztynie „na zakup kopert musi zostać przeprowadzony przetarg, a w takim tempie przy rozsyłaniu zaproszeń zastanie nas grudzień.”
Remedium na problem niskiej zgłaszalności nie jest jednak zakaz straszenia, lecz lansowany obecnie kontrowersyjny pomysł wprowadzenia do wstępnych badań pracowników i pracowniczych badań okresowych obowiązkowej cytologii i mammografii, nad którym resort zdrowia pracuje od 2008 roku. O tym już informowaliśmy w portalu rynekzdrowia.pl i pewnie informować będziemy jeszcze nieraz…
Źródło: Ryszard Rotaub/Rynek Zdrowia